czwartek, 24 maja 2018

Lukrecja cz.I czyli wejście na scenę


Cykl o niezwykłej koteczce Lukrecji powstał w lipcu i sierpniu 2011.
Przedstawione wydarzenia miały miejsce w latach 1988-98 ubiegłego wieku.
Autorem jest Stary Niedźwiedź.

Wydarzenia na arenie politycznej ostatnimi czasy jedynie żenują lub wręcz budzą odruch wymiotny. Najlepszym przykładem może być wielka heca związana z polską „prezydencją” w eurokołchozie i wyrzucanie w błoto kolejnych pieniędzy podatników na głupie i głupsze hece dla „uczczenia” takowej. Jednym z wodzirejów tejże hucpy zrobiono niejakiego Wojewódzkiego, nagradzając go „za całokształt” (jak na PRL-bis przystało) i darując niedawny rasistowski wygłup1. Na terenie Polski najlepiej chyba skomentował to pan Ludwik Dorn wtykając w zadki flagi unijne figurkom Kuby gminnej, Kuby powiatowej i Kuby wojewódzkiej2. Zaś w europarlamencie MAK  Donald wygłosił wyjątkowo głupie (nawet jak na niego) przemówienie o świetlanej przyszłości ZSRE, zapominając że nie jest na parteitagu PO i na widowni nie zasiadają wyłącznie młode wykształcone z wielgich miastów. Nigel Farage odniósł się do tej błazenady wytykając „płemiełowi” przemilczenia lub zwykłe kłamstwa. Ale „merdia” starały się za dużo o tym nie mówić aby nie psuć nastroju. Bo w IV Rzeszy przecież ma być „gemütlich”. Dlatego pozwolę sobie zmienić tradycyjną tematykę wpisów i zająć się tak miłymi wspomnieniami jak te związane z „braćmi mniejszymi”.
Spośród przedstawicieli gatunku Felis Domesticus nie będących członkami mojej rodziny, najmocniej w mojej pamięci zapisała się kotka gospodarzy u których spędzałem na Mazurach urlopy, zanim dorobiłem się tam własnej chatki. Nazywała się Lukrecja i była założycielką całej kociej dynastii w tym gospodarstwie. Wspaniała matka i babcia (wzorowo troszczyła się nie tylko o swoje kocięta ale i o potomstwo córek i wnuczek), w ich obronie potrafiła zdobyć się również na czyny heroiczne o czym wspomnę w kolejnym odcinku (a może i odcinkach). Poznałem ją podczas urlopu. Po ugotowaniu spartańskiego obiadu (gulasz z konserwy, makaron, mizeria i piwo) wyszedłem przed próg wynajmowanej kanciapy i wylałem z garnka makaron na durszlak. Gdy nakładałem talerze, zauważyłem łaciatą czarno-biała kotkę która chłeptała z trawy „kluszczankę”. Więc czym prędzej znalazłem miseczkę, odłożyłam na nią trochę klusek, dołożyłem do nich galaretkę i łój z konserwy oraz kilka kawałków gulaszu. I wyniosłem to przed domek „kiciając” i tłumacząc że to dla niej. Podeszła natychmiast, część zjadła i na chwilę zniknęła. Ale zaraz wróciła prowadząc trójkę kociąt. Które wyczyściły miseczkę „na glanc”. Następnego dnia dała się zaprosić na śniadanie. I od tej pory utarła się nasza „świecka tradycja”. Symbolem wakacji jest dla mnie własnoręcznie gnieciony twaróg. Bo mam czas aby go spokojnie przygotować gdyż nic mnie nie goni. Więc po rozrobieniu sera ze śmietaną odkładałem na blaszany talerz kupiony w wiejskim sklepiku solidną porcję i dopiero wtedy doprawiałem resztę szczypiorem, posiekanymi rzodkiewkami, solą i pieprzem. Talerz początkowo wystawiałem za próg i wtedy otaczały go kocięta wyjadając dokąd sięgały ich pyszczki. Lukrecja czekała aż się najedzą i włączała się do konsumpcji zjadając to co było na środku. Na deser całe towarzystwo dostawało po kawałku kiełbasy lub salcesonu. Po tygodniu bractwo nabrało do mnie zaufania i po otwarciu drzwi wchodziło do pomieszczenia kuchennego wpatrując się w to co robię i czekając aż postawię na podłodze „ich” talerz. A gdy owego roku przyjechałem na jesienne podgrzybki i wieczorem przed snem podgrzałem mała sypialenkę termowentylatorem, Lukrecja przespacerowała się po łóżkach i widząc że jedno nie jest zajęte, wyszła. Po chwili klamka się ugięła, drzwi otworzyły (sztukę otwierania drzwi w obydwie strony miała opanowaną do perfekcji) i wmaszerowała wraz z przychówkiem. Zagoniła je na wolne łóżko a ja nakryłem towarzystwo bluzą od dresu. I do tej pory gdy pojawiałem się w tym gospodarstwie, natychmiast w tejże kanciapie pojawiali się mili goście.
Dalszy ciąg nastąpi.
Stary Niedźwiedź

Przypisy:
1. W 2011 Jakub W. na antenie Radia ESKA Rock dopuścił się rasistowskiego żartu z p. Alvina Gajadhura, ówczesnego rzecznika ITD.
2. Chodzi o happening L. Dorna będący odpowiedzią na pokazane w programie telewizyjnym Jakuba W. wkładanie miniaturek polskiej flagi w psie kupy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz