czwartek, 14 czerwca 2018

Romeo, Julia i „Bajan”

Ponieważ rok szkolny zbliża się ku końcowi sięgnąłem po felieton o tematyce szkolnej. 
Tekst opublikowany pierwotnie 15-01-2012
Autorem jest Stary Niedźwiedź.


Odwiedzając moją kuzynkę mieszkającą pod Warszawą, niekiedy wraz z nią zaglądamy do jej przyjaciółki. Jej przedwojenny jeszcze dom położony jest w obszernym ogrodzie zaś płot otaczający posesję porośnięty winobluszczem, popularnie zwanym dzikim winem. Jeśli pogoda na to pozwala, herbatę pijemy na tarasie, a gdy dzieje to się w porze szkolnej długiej przerwy, mamy zapewnioną dodatkową atrakcję. Bowiem pod płotem gromadzą się wtedy uczennice i uczniowie z odległego o jakieś dwieście metrów pobliskiego gimnazjum.
Gdy po raz pierwszy miałem okazję być świadkiem ich rozmów, byłem odrobinę zaskoczony, bowiem kochana młodzież nie krępowała się i paląc papierosy (a chyba i nie tylko papierosy gdyż wiatr przynosił z ich strony również i woń która byłemu palaczowi nijak nie kojarzyła się z tytoniem) wypowiadała swoje kwestie bardzo głośno, nieomal krzykliwie. Tak więc mimo iż nie było to naszym zamiarem, słyszeliśmy każde słowo. Do tego iż w warstwie werbalnej przecinek został zastąpiony popularnym rzeczownikiem zaczynającym się na literę K zdążyłem się już przyzwyczaić. Ale pewnym zaskoczeniem była dla mnie daleko posunięta redukcja ilości używanych czasowników. W językach angielskim i francuskim kluczową rolę odgrywają dwa czasowniki posiłkowe. W mowie tej młodzieży z kolei występowały nieomal wyłącznie dwa czasowniki uniwersalne które zaopatrzone w odpowiedni przedrostek umożliwiały opis chyba każdej czynności spotykanej w jej życiu codziennym. Żeby było jeszcze śmieszniej, ze szczególną lubością posługiwały się nimi osoby płci żeńskiej. Wyjście poza schemat i sięgnięcie po inny czasownik przydarzało się głównie chłopakom.
Przyjaciółka kuzynki powiedziała mi że kiedyś ze zwykłej ciekawości przesiedziała na tarasie całą długą przerwę aby policzyć ile tych czasowników nie wchodzących w skład sprawującego władzę absolutną duumwiratu pojawi się w rozmowie. Naliczyła sześć.
W dyskusji toczonej w mojej obecności królował temat eksperymentu wychowawczego dyrektora tegoż gimnazjum. Okazało się że każdy uczeń rozpoczynający naukę uzyskuje stupunktowy „kredyt”. Za wykroczenia w zależności od ich rangi punkty są odbierane, a po dorobieniu się debetu na koncie ocena ze sprawowania jest obniżana a rodzice wzywani na dyscyplinarkę. Z omawianego „cennika” zapamiętałem, że palenie wyceniane było na dwadzieścia punktów, a picie alkoholu lub uprawianie seksu na terenie szkoły kosztowało pięćdziesiąt. Nie muszę chyba tłumaczyć że opinia kochanej młodzieży o tym terrorze na miarę Berii czy Himmlera była druzgocąco negatywna, zaś przytaczanie opinii krytycznych in extenso po usunięciu wulgaryzmów w piśmie ograniczyłoby się do znaków przestankowych.
Jak ze śmiechem opowiedziała nam właścicielka tego domu, kiedyś pod płotem spożywała „mamrota” zakochana para gimnazjalistów (ponieważ potem pani ta musiała pozamiatać szkło po rozbitej butelce, gatunek trunku nie ulegał wątpliwości). Po obaleniu flaszki Romeo 2011 zdecydował się wyznać swej lubej gorące uczucie za pomocą słów:
- Ja cię kocham do zaje**nia!
- O k***a, poważnie, nie pi****lisz? – wzruszonym głosem odpowiedziała współczesna Julia.
Swego czasu na zaprzyjaźnionym blogu spotkałem się z opinią jednego z uczestników dyskusji że "róbta co chceta" oznaczało pierwotnie zachętę do twórczego działania, do przełamywania barier ograniczających umysł, do szerokiego postrzegania świata, nie tylko przez okulary narzucone przez system i debilne otoczenie. Nie będę ukrywał, że autorowi tej opinii zasłyszany dialog miłosny przytaczam ze szczególna satysfakcją.
Czas wreszcie rozszyfrować słowo „Bajan” użyte w tytule. Wbrew pozorom nie ma ono żadnego związku z osobą słynnego lotnika Jerzego Bajana, lecz dotyczy długoletniego dyrektora technikum w Białowieży, jednego z dwóch na terenie Polski kształcących w czasach PRL leśników.
Ponieważ uczniowie pochodzili z całego kraju, niemal wszyscy byli zakwaterowani w internacie. Nastolatkowie kiszący się we własnym sosie byli szczególnie podatni na pokusy typu alkohol, papierosy, hazard czy łatwy seks z byle kim. W czasach pobytu w szkole prawie żaden z nich nie wykoleił się, a technikum ukończyli niemal bowiem dyrektor trzymał wszystko żelazną ręką. Często wzywał uczniów na dywanik, a ponieważ miał wielkie problemy w wymówieniem głoski R, przez całą swoją karierę nauczycielską znany był jako „Bajan” gdyż tym komplementem pod adresem wychowanków posługiwał się często. A w przypadkach drastycznych nie wahał się dać po gębie.
Miałem okazje na Mazurach poznać wielu panów leśniczych w średnim wieku którzy ukończyli technikum w Białowieży. O „Bajanie” wyrażali się z najwyższym szacunkiem i wspominali, że gdy pan ten zmarł, na jego pogrzeb przyjechało kilkuset leśników z całej Polski, aby pochować go z najwyższymi honorami przyjętymi w tym środowisku. I jestem pewny, że gdyby któremuś z nich jakiś luzaczek zaczął opowiadać jak okrutne i naganne było postępowanie „Bajana”, po prostu oberwałby po ryju.

Stary Niedźwiedź

  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz